mojacukrzyca.org

Moja Cukrzyca (mojacukrzyca.org)

wtorek, 11 grudnia 2007

o czym ? oraz o wielodzietności

blogi są po to,by pisać o sprawach ważnych, jak też takich, które w ważne nie są. Ten będzie o tym, co myślę o świecie mnie otaczającym, o jego (nie)sprawiedliwości, jeśli coś takiego w ogóle istnieje.
dlaczego to: (nie), ... pewnie dlatego, że nie znam pojęcia sprawiedliwości bliskiego wszystkim ludziom, każdy z nas pod tym pojęciem ukrywa coś własnego, zwykle zresztą nie są to szersze, "filozoficzne" rozmyślania, a zwykła prywata - urzędnik, sąd orzekł lub nie orzekł tak jak ów mysliciel chciał.
Wielodzietność (dziecioróbstwo) w Polsce to kwestia społeczna, ekonomiczna i wreszcie polityczna.
Znakomita większość, jeśli nie wszystkie państwa Europy wyznają zasadę solidaryzmu społecznego. Zasada ta przejawia się m.in. poprzez regulacje prawne z zakresu ubezpieczenia społecznego, pomocy społecznej, system podatkowy, szczególnie w zakresie podatków osób fizycznych. Realizowana, niezależnie od opcji politycznej, polityka państwa polskiego związana z tzw. problematyką prorodzinną musi budzić kontrowersje, być może emocje. Polityka ta skierowana jest ogólnie na zwiększenie „dzietności” małżeństw, głównie młodych, których przekonanie do potrzeby posiadania dzieci jest najtrudniejsze. Dzieci, jak mawiają mądrzy ludzie, Bóg daje, zwykle jednak zapomina dać na dzieci ( wśród „cielesnych” i niekoniecznie uduchowionych osób oraz w nomenklaturze oficjalnej postępowanie tego rodzaju nazywa się alimentacją ). Pomijając zatem niewątpliwe przyjemności związane z poczęciem, znacznie mniej zwolenników ma już sfera związana z wychowywaniem i utrzymywaniem owych dorastających latorośli. Rzecz bynajmniej polega nie tylko na osobistej opiece rodziców, ale w równym stopniu, na ubraniu, opraniu, … generalnie utrzymaniu dziecka. Zachodzi zatem pewien rozdźwięk pomiędzy oficjalnymi hasłami, prospołecznymi kampaniami mającymi zmienić mentalność, stosunek pracodawców do kobiet w ciąży i rodziców wychowujących dzieci, a powszechną praktyką. Z jednej strony młodzi, inteligentni i wykształceni ludzie w przeważającej części bądź unikają rodzicielstwa, albo też decydują się na nie późno i przyszła matka „z urzędu” trafia na listę ciąż zagrożonych (poronieniem, wadami płodu, itp.). Osoby te bardziej, niż wychowywaniem dzieci zainteresowane są karierą zawodową, czerpaniem z życia dostępnych przyjemności ( hedonizm ). Z drugiej zaś ludzie o kiepskim wykształceniu i dyplomatycznie ujmując, złej kondycji ekonomicznej znacznie częściej stają się rodzicami kilkorga dzieci. Wynika to z nikłej wiedzy antykoncepcyjnej, niewielkich oczekiwań zawodowych względem siebie, … braku innych rozrywek. Pamiętać przecież należy, iż seks, poza pieniędzmi jest jednym z najsilniej działających bodźców, a w sytuacji, gdy „robienie kasy” z różnych przyczyn nie wychodzi … . Taka właśnie sytuacja doprowadza do pauperyzacji określonych grup społecznych, rosnącego rozdźwięku pomiędzy mniejszą grupą średnio i dobrze zarabiającego i wykształconego społeczeństwa, a rosnącą grupą osób i niskich dochodach, z wykształceniem niewiele przekraczającym szkołę podstawową. Osoby o niskich dochodach, odpowiednio źle wykształcone stają się grupą roszczeniowo nastawioną do budżetu państwa, oczekują wsparcia i pomocy nie wykazując przy tym żadnej odpowiedzialności za własne życia. Jeżeli dodamy do tego dwoje, albo też kilkoro dzieci w tego rodzaju, nastawionych na przetrwanie, a nie rozwój, związkach wysoce kontrowersyjna staje się państwowa polityka prorodzinna. Dzięki niej rośnie bowiem liczba źle wykształconych, roszczeniowo nastawionych młodych ludzi (dzieci), których jedynym celem staje się uzyskanie jak największych świadczeń z publicznych pieniędzy. Jakkolwiek świadczenia te nie zapewniają dostatniego życia, są względnie łatwo dostępne, pozwalają też „przeżyć życie” nie zamartwiając się o przyszłość. Niewiele zmieniająca się polityka prorodzinna państwa polskiego po 1989 r. zmierza bowiem nieustannie w kierunku wspierania wyłącznie biedoty, zapewniając im różnego rodzaju zasiłki, pomoc mieszkaniową, czy też alimenty płacone z pieniędzy publicznych ( z funduszu alimentacyjnego ). W wyniku przyjęcia tego typu kryteriów prorodzinnych posiadanie kolejnego dziecka staje się powodem do uzyskiwania zwiększonej pomocy finansowej państwa, oczekiwań przyznania komunalnego odpowiednio dużego, w stosunku do liczby dzieci mieszkania, a nawet uzyskiwania alimentów z funduszu alimentacyjnego ( w głowach parlamentarzystów powstał, o zgrozo pomysł przywrócenia funduszu alimentacyjnego ). Państwo zatem w konsekwencji poniesie największą stratę, przestanie się rozwijać, a skupi się na utrzymywaniu nieodpowiedzialnej, biednej, roszczeniowej i stale rozrastającej się liczby ludności. Rodzice utrzymujący się z różnych świadczeń publicznych nie tylko nie generują dochodu narodowego, ale uczą takich samych aspołecznych zachowań własne dzieci. Skoro bowiem oni mogą żyć z nie zarobionych przez siebie pieniędzy, to czemu tego prostego i niewymagającego wysiłku intelektualnego zachowania nie mają powielać ich dzieci. Tego rodzaju polityka państwa polskiego wpływa demoralizująco na rozwój młodych ludzi, zamiast uczyć ich zaradności życiowej, dbałości o własne sprawy, sprzyjać legalnemu i przecież pożądanemu publicznie bogaceniu się, uczy, iż państwo zapewni „pełny serwis”, a ty obywatelu – wystarczy, że żyjesz i płodzisz dużo dzieci.
Wbrew dość powszechnemu poglądowi o socjalnej roli państwa oczekiwać należałoby zmiany polityki prorodzinnej. Państwo polskie, niezależnie od numeru Rzeczpospolitej, sprzyjać winno dzietności osób wykształconych, zainteresowanych rozwojem, a nie przetrwaniem, dobrze ekonomicznie sytuowanych. Bieda, niedostatek, brak wykształcenia winny zaś stać się powodem do wstydu, być inspiracją do rozwoju intelektualnie-ekonomicznego przyszłych pokoleń. Pożądany, propagowany i wspierany, również ekonomicznie, przez państwo winien być model rodziny, w której rodzice są dobrze sytuowani imają kilkoro dzieci. Odmiennie, niepożądane powinno być dziecioróbstwo niepracujących beneficjentów budżetu. Zmiana taka z oczywistych względów byłaby niepopularna wśród biedoty, w konsekwencji wymogłaby jednak zmianę mentalności.
Przedstawione poglądy to osobiste i prywatne przemyślenia. To czy ktokolwiek się z nimi zgadza pozostaje bez znaczenia.