mojacukrzyca.org

Moja Cukrzyca (mojacukrzyca.org)

czwartek, 31 grudnia 2009

jaki będzie 2010 ?

Jaki będzie 2010 rok, tego nie tylko nie wiemy, ale wręcz wiedzieć nie powinniśmy – to tak jak z życiem, gdybyśmy wiedzieli jak będzie się w nim działo, jak się skończy i co osiągniemy, to przestalibyśmy się starać. Zawsze jednak możemy pobawić się we wróżbiarstwo poważniej prognozowaniem zwanym.
Zaglądając na prywatne boisko cóż tam zobaczę … . W ostatnim dniu jaki spędziłem w pracy ( bo potem już do końca roku kalendarzowego 2009 -tego urlop ) dowiedziałem się o istotnej, spodziewanej zresztą zmianie w pracy, w końcu marca 2010 roku skończy się zapewne pewien, kolejny z kolejnych, etap mego rozwoju zawodowego. Wigilia również przyniosła parę niespodzianek, żonie „zawiesił” się iPhone – ten najlepszy z najnowocześniejszych i topowych telefonów, musiałem zajrzeć do sieci ( internetu ) by znaleźć sposób na tę, trochę niecodzienną dolegliwość flagowca Aplle`a. Nie była to jednak jedyna niespodzianka tego dnia, do tego doszło bowiem pęknięcie płyty w łóżku i uszkodzenie rury odpływowej z WC – które to dwie usterki naprawiłem już po świętach, a na koniec okresu świąteczno-noworocznego mamie dano skierowanie na onkologię ( na tzw. cito ). Zrobiłem też sylwestrowe pranie, ale już jak się prało żona objaśniła mi, że jest przesąd o praniu w ostatni dzień roku – jeśli nocą wisi „na sznurach”, ktoś umrze. … no to na tyle wróżb na 2010 rok. Kto ma się bawić, niech się bawi, a jeśli 2010 ma coś przynieść, … to pozostaje nam się zmierzyć z losem. Wszystkim zatem w 2010 roku … rozsądku życzę, i oby nie żyli w ciekawych czasach.

niedziela, 27 grudnia 2009

Nowy 2010 Rok

Trochę „ręka w rękę” z tradycją, trochę jej na przekór, tym których znam i lubię, tym, których nie znam, a polubiłbym, tym też których znam, ale znać bym nie chciał oraz tym, których nie znam i znać nie chcę życzę, by Nowy 2010 Rok powitali z optymizmem i nadzieją na spełnienie – oczywiście tych, mających szanse na spełnienie – planów oraz, by te marzenia, które ziścić się nie mogą, nie zepsuły im nastroju.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

idą, idą święta ...

Świąteczna jodełka - skromne 130 zł cashu, za resztę + trzy duchy z Opowieści Wigilijnej ( tej od Dickensa ) zapłacę już MasterCard :), a na koniec obejrzę jakiś ... film, z tych filmów, dzięki którym na nowo odkrywamy mitologię ( a może magię ) świąt choć wiemy, że nijak się mają do rzeczywistości :)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Chleb nasz powszedni, czyli o polskim rolniku słów kilka …

O polskim rolnictwie powiedziane już wiele, nikt też nie zaprzecza, że rolnictwo ( a zatem i rolnik ) jest Polsce potrzebne. Nie zaprzeczając tej tezie warto się czasami zastanowić kosztami funkcjonowania rolnictwa, bo chyba nikt rozsądny nie twierdzi, że to gałąź gospodarki o dodatnim wyniku finansowym. By tezy o niedostosowaniu polskiego rolnictwa do warunków gospodarki rynkowej ( kapitalistycznej ) dowieść, zacząć należy od banalnej statystyki. Otóż średnia powierzchnia gruntów rolnych w gospodarstwie rolnym w Polsce w 2009 roku wynosi 10,15 ha, przy czym największa jest w a pasie zachodnim, a w województwie zachodniopomorskim sięga 30,15 ha, najmniejsza w – bynajmniej nie w Polsce B, czyli we wschodnim pasie kraju, a w jego centrum, np. w będącym kwintesencją polskości województwie małopolskim ( „przodujący” i w innych dziedzinach życia Kraków ) ma … 3,80 ha ( tu narzuca się pytanie, farmer to, czy działkowicz ? ). Kwartalna składka za ubezpieczenie emerytalno – rentowe rolników wynosi natomiast w III kwartale 2009 r. całe 203 zł, a z tytułu ubezpieczenia wypadkowego, chorobowego i macierzyńskiego – również kwartalnie i również w III kwartale 2009 r. całe 90 zł ( miesięcznie rolnik płaci zatem … niespełna 98 zł podczas gdy przedsiębiorca standardowo, bowiem możliwe są przedmiotowo – podmiotowe modyfikacje wielkości składki, z tytułu ubezpieczenia społecznego z ubezpieczeniem chorobowym 567,84 zł, do czego należy dodać składkę na ubezpieczenie zdrowotne w kwocie 224,24 zł oraz składkę na Fundusz Pracy wynoszącą 46,94 zł, a wśród tzw. etatowców składki pochłaniają im ok. 30 % wynagrodzenia brutto ). Wypada tylko przypomnieć, że za rolników objętych ubezpieczeniem zdrowotnym, którzy prowadzą działalność rolniczą na gruntach rolnych oraz za domowników, składki na ubezpieczenie zdrowotne finansowane są przez budżet państwa.
Wielkość składek z ubezpieczenia społecznego to jednak nie koniec przywilejów tej grupy społecznej. Wszak od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej to właśnie rolniczy stali się indywidualnie i zbiorowo ( wsie, tj. obszary wiejskie ) największymi beneficjantami pomocy publicznej, w tym wypłacanej ze środków unijnych, ale też krajowych ( np. tzw. dopłaty bezpośrednie, Program Rozwoju Obszarów Wiejskich, renty strukturalne, zakończony już program SAPARD, zwrot podatku akcyzowego od zakupionego paliwa rolniczego, kredyty preferencyjne w rolnictwie i podatek rolny ). O wielkości publicznego wsparcia dla rolnictwa niech świadczy chociażby porównanie kwoty, którą w 2009 r. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa chce wydać tylko na dopłaty bezpośrednie ( więc bez innych wydatków, KRUS-u, itp. ), tj. 12.600.000 tys. zł do kwoty, jaką budżet państwa przeznaczy w tym samym 2009 r. na wymiar sprawiedliwości, tj. 9.839.247 tys zł. Równie interesujące jest porównanie obciążenia podatnika PIT i podatku rolnego. Skalę podatkową PIT dla każdego znamy wszyscy, to 18 % podstawy wymiaru minus kwota zmniejszająca podatek tj., 556,02 zł rocznie ( roczny dochód nie powodujący obowiązku zapłaty podatku wynosi 3.091 zł ), dla bogatszych jeszcze więcej, a dla rolnika, cóż PIT-a nie płaci, tylko podatek rolny, który wynosi 139,50 zł (od 1 ha przeliczeniowego gruntów - dla gruntów gospodarstw rolnych) + 279 zł (od 1 ha gruntów, dla pozostałych gruntów ).
Nie jestem żadnym szowinistą, ale musi przecież budzić niepokój permanentne finansowanie przez państwo ( i Unię Europejską ) takiego, jak polskie modelu rolnictwa . Niestety rolnicy mają po swojej stronie Konstytucję RP ( art. 23 ) i poza coraz większymi potrzebami nie wykazują jakiejkolwiek woli reformy, a zła sytuacja to nie tylko wynik rozdrobnienia ( nie tylko malej powierzchni większości gospodarstw rolnych, ale też przysłowiowej polskiej „szachownicy” - na łączną niewielką powierzchnię gospodarstwa rolnego składa się kilka, a bywa, że więcej oczywiście odpowiednio mniejszych działek ) ale i niestety mentalności chłopów, szczególnie tych, tzw. małorolnych. Trudno sobie wszak wyobrazić, by z niewielkiego, kilku(nasto)hektarowego gospodarstwa dało się nie tylko zaopatrzyć we wszystkie dobra rodzinę, ale i jeszcze na nim dobrze zarabiać.

Zastrzeżenie: dane liczbowe i statystyczne podano w wielkości wskazanej na stronach internetowych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, KRUS oraz ZUS.

środa, 9 grudnia 2009

Wiedeń, czyli jak prawie i mimowolnie zostałem emigrantem.

Wiedeń, stolica ( II-giej ) Republiki Austriackiej, a kiedyś rozległego i wielonarodowego imperium Habsburgów. Nasza wycieczka do Wiednia z założenia była „kurz”, zorientowana na Wiener Christkindlmarkt, zanim jednakże tam dotarliśmy było bardzo „energetycznie”.

Wiedeń


Wyjazd – cóż jak to wyjazd, nic ciekawego, z katowickiego Placu Andrzeja ( oficjalnie zwanego Placem Oddziałów Młodzieży Powstańczej ) odjechaliśmy w sobotę 5 grudnia 2009 r. o godz. 00:30, w miarę typowym autobusem turystycznym, autobus miał wszakże tylko jedną wadę – zamkniętą na głucho toaletę. Po drodze w Polsce jeszcze tylko mały, „kantorowy” postój na dawnym przejściu granicznym w Cieszynie, skąd już prosta drogą do … czeskiej strefy wolnocłowej Znojmo, zaraz przed austriacką granicą ( na zakupy i jak najbardziej usprawiedliwiony postój autobusu ). Potem jeszcze parę godzin i … wreszcie Wiedeń, gdzie około godziny 07:00 zaparkowaliśmy przed Zamkiem Schoenbrunn ( przy Schoenbrunner Str. ). Jako, że na zwiedzanie wnętrz było chyba zbyt wcześnie pozostał nam spacer po parku, fontanna Neptuna i Glorietta ( kolumnada z 1775 r. ). Spod Schoenbrunnu zawieziono nas „gdzieś do miasta” ( niestety, ani organizator imprezy, ani przewodnik nie udzielili nikomu z obecnych informacji o planowanej trasie wycieczki, nie rozdano też map Wiednia, choć potem okazało się, że takie były dla każdego turysty ) skąd przeszliśmy pod budynek czynszowy ( komunalny ) projektu Hundertwassera – austriackiego ochrzczonego żyda, jak też członka Hitlerjugend - tzw. Hundertwasserhaus u zbiegu ulic Kegelgasse i Loewengasse. Stamtąd już spazieren gehen pod Katedrę Św. Szczepana ( Der Wiener Stephansdom ), którą już – podobno z uwagi na koszt grup zorganizowanych – zwiedziliśmy „indywidualnie”, tzn. bez przewodnika. Na zewnątrz świątyni oczywiście wielojęzyczny jak za czasów monarchii tłum i fiakrzy, tj. wiedeńscy dorożkarze. Po zwiedzeniu tego duchowego przybytku ulicą Graben udalim się, w dalszym ciągu pieszkom, na Hofburg. Hofburg to siedziba austriackich królów i cesarzy w czasach swej hegemonii władających znaczną częścią ówczesnej Europy, ale my znowu … zobaczyliśmy tylko jego dziedzińce, w tym wykopaliska na Placu Św. Michała. Po tym jakże frapującym, choć ubogim emocjonalnie spacerze zwiedziliśmy jeszcze ( tym razem również wewnątrz ) Kościół Św. Augustyna ( Augustinerkirche ), skąd minąwszy Albertinę ( muzeum ) poszliśmy „coś zjeść” i na wiedeńską kawę zwaną Kaisermelange do Rosenberger Restaurant przy Maysedergasse 2 ( do kawy dają drugi kubek gratis, na tytułowym zdjęciu to ten biały z mleczem, kawka zresztą nie nadmiernie droga, raptem 3,10 euro ).
Skoro południe minęło, to znak, że czas na odrobinę emocji. Nasz profesjonalny przewodnik umówił się z grupą na poobiednie spotkanie ok. godz. 13:15, a my … spóźniliśmy się stawiając się o godz. 13:25. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że wycieczka … poszła sobie bez nas. Oblecieliśmy zatem pobliską Operę ( Staatsoper ), wykonali parę telefonów ( z roamingiem ) i poszli szukać jarmarku świątecznego ( gdzie teoretycznie grupa miała spotkać się ok. godz. 18-tej ). Jako pierwszy napotkaliśmy jarmark na Placu Marii Teresy, jak się później okazało mniejszy i tańszy niż ten właściwy. Po krótkich poszukiwaniach „znajomych twarzy”, koło Parlamentu, doszliśmy na Rathauseplatz vis a vis Ratusza ( Rathaus ) i Burgtheater, gdzie właśnie odbywał się Wiener Christkindlmarkt, czyli ten właściwy topowy jarmark świąteczny. Tu po krótkiej chwili wyczekiwania moje panie zauważyły naszych wycieczkowiczów, którzy co prawda przyznali, że naszej „zguby” nie zauważyli, ale dali nam jedną mapę ( mapy rozdał im przewodnik ), pokazali gdzie i o której wycieczka ma się spotkać oraz … dali numer telefonu. Jako, że humory nam się poprawiły ( mi już po głowie chodził pomysł powrotu by EC Sobieski ) pozwoliliśmy sobie na kubeczek grzańca ( w cenie 5 – 6 euro „z kubkiem” - to ten na zdjęciu ) i zażyliśmy świątecznej wiedeńskiej atmosfery. Z nadejściem zmroku wróciliśmy przez opisany wcześniej jako mniejszy jarmark ( tu drugi grzaniec, a podobnej cenie „z kubkiem” ) na Karlsplatz, gdzie jak się okazało był trzeci , jeszcze mniejszy jarmark, tym razem obyło się bez grzańca. Przy tym placu wznosi się Kościół Św. Karola Boromeusza ( Karlskirche ), podobno należący do Opus Dei. Na koniec wizyty w przedświątecznym Wiedniu mały problem z zaokrętowaniem ( błędnie wskazano nam miejsce spotkania, błąd co prawda niewielki, ale wymagał od nas przejścia kilkudziesięciu metrów, bo przewodnik chyba nie wiedział gdzie jest Friedrichstr. i wykonania telefonu ). Pozostaje mi zresztą domniemywać, że przewodnik po prostu … nie wiedział jak liczą ma grupę, skoro ani on, ani wycieczka nie zorientowali się, że brakuje im czterech ( 4 ) osób. Może pomyśleli, że ostatnie ponad 20-cia lat wcale nie minęło i oddaliliśmy się po azyl ?
Do Katowic dotarliśmy ok 5-tej w niedzielę, dnia 6 grudnia 2009 r.

czwartek, 3 grudnia 2009

Centralne Muzeum Pożarnictwa i Muzeum Miasta w Mysłowicach

Mysłowice – miasto po pruskiej stronie Trójkąta Trzech Cesarzy, dziś jedno z miast Górnego Śląska na trasie kolejowej i „starej” drodze z Katowic do Krakowa, szczycące się prawami miejskimi od 1360 roku. Obecnie Mysłowice zamieszkuje ok. 75.000 mieszkańców.

Nie potrafię powiedzieć, na ile Mysłowice są znane „szerszej” publiczności, w tym tej ceniącej sobie szeroko pojętą turystykę, bo o ile mysłowicka starówka nie grzeszy urokiem – jest raczej nijaka, to warto zajrzeć do Centralnego Muzeum Pożarnictwa i Muzeum Miasta znajdujących się jednym kompleksie architektonicznym.
Znaczą część kompleksu zajmuje CMP, ale to z całkiem obiektywnej przyczyny :), pod dachem zebrano całkiem dużą liczbę pojazdów używanych w dalekiej i tej bliższej przeszłości przez różne jednostki Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej. Na samochody można wejść i podotykać, jak ktoś lubi, można też „bez opamiętania” fotografować, każdy samochód posiada też opis: kilka detali technicznych i pochodzenie. Poza samochodami, na parterze hali jest trochę ( już ) zabytkowego sprzętu używanego przez straż pożarną.

Mysłowice - Centralne Muzeum Pożarnictwa i Muzeum Miasta


Po wejściu na piętro zobaczymy kolekcję mundurów straży pożarnych z różnych państw, hełmy strażackie, w tym egzemplarze z zabytkowe z okresu zaborów i nie tylko, wyposażenie p-poż ( w tym używane obecnie, m.in. gaśnice ), miejsce pamięci po pożarze w Kuźni Raciborskiej w sierpniu 1992 r., całość warta zwiedzenia.
Z pietra CMP wejdziemy też do Muzeum Miasta.

Muzeum Miasta w Mysłowicach to: kącik zespołu Myslovitz, inscenizacja klasy szkolnej, ( z wyposażeniem, jakie jeszcze pamiętam ), wnętrze górnośląskiego domu robotniczego z przełomu wieków ( XIX i XX ) i początku XX w., trochę o Trójkącie Trzech Cesarzy i Powstaniach Górnośląskich, górnictwie oraz II wojnie światowej. Wszystko zorganizowane bez zbędnej martyrologii, bardzie ukierunkowane na pokazanie historii miasta, którego rozwój przypada na II połowę XIX wieku – godna polecenia nowocześnie zorganizowana placówka.

Zarówno do Centralnego Muzeum Pożarnictwa jak i Muzeum Miasta możemy wybrać się w niedzielę, gdy wstęp jest wolny ( nie musimy kupować biletów ).