mojacukrzyca.org

Moja Cukrzyca (mojacukrzyca.org)

sobota, 20 września 2014

zdrowie, zdrowie, ile kosztujesz ?

Nie należę do zwolenników Bartosza Arłukowicza Ministra Zdrowia, ale gdy słyszę utyskiwania na służbą zdrowia, na permanentne kolejki to sobie myślę, że nie wszyscy rozumieją specyfikę ubezpieczeń zdrowotnych. To że jesteśmy leczeni, niezależnie od tego czy jest to p.o.z., czy też wysokokosztowne leczenie specjalistyczne, wymaga poniesienia nakładów. Już dawno minęły, o ile kiedykolwiek istniały czasy, gdy lekarze byli skromni i godzili się pracować za niewygórowane stawki. Wiedza medyczna należy do tego gatunku wiedzy, który jest najtrudniejszy do zdobycia, wymaga sporego nakładu pracy i dużej wytrwałości, a to w porównaniu z naturalną człowiekowi ambicją stanowi wystarczającą mieszankę, by przynajmniej oczekiwać odpowiednio wysokich wynagrodzeń. Co zaś do tzw. procedur medycznych, czyli leczenia to są te dość tanie (np. wizyta u lekarza rodzinnego), ale są i takie, które są dość drogie, bądź jednorazowo – bądź ze względu na czas, w jakim są udzielane pacjentom (np. leczenie rzadkich chorób, leczenie wysokozaawanasowane, w tym technologicznie, leczenie długotrwałe – chorzy przewlekle, chorzy którzy nigdy nie będą opłacać składek). Środki na leczenie co do zasady pochodzą ze składek na ubezpieczenie zdrowotne (m.in. art. 11, 20, 22 ust. 1 pkt 3 ustawy z dnia 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych), ale ilość osób opłacających składki (zobowiązanych do ich opłacania) nie pokrywa się z ilością osób uprawnionych do świadczeń zdrowotnych (m.in. art. 2, 3, 15 i inne ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach z opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych), występuje więc pewien deficyt w środkach niezbędnych na pokrycie kosztów leczenia, deficyt założony ideologicznie i programowo. Każdy z nas zna kogoś, w którego rodzinie nie pracuje np. jeden z małżonków i pracy nie poszukuje, uprzywilejowani są rolnicy (przez długi czas byli w ogóle zwolnieni z opłacania tej składki), zakonnicy, ludzie którzy ze względu na stan zdrowia nigdy nie pracowali i pracować nie będą, itp. Uważam, że obecny system wymaga reformy. Reforma ta powinna przynieść wpływy z tytułu składek na ubezpieczenie zdrowotne od osób m.in. członków rodzin ubezpieczonych, księży i zakonników, a także przynajmniej części rolników – generalnie od osób, które nie pracują, bo nie chcą, a pracować mogą oraz takich, za które składki opłaca budżet państwa (np. Fundusz Kościelny). Wszak część osób, w naszych polskich warunkach zwykle kobiety żyjące „przy mężu”, często mogą pracować, jednakże nie pracują i nie poszukują pracy bo nie uzyskują odpowiedniej oferty pracy, mąż zapewnia im wystarczające utrzymanie, albo z jakiegokolwiek innego powodu nie będąc całkowicie niezdolnymi do pracy. Jeżeli natomiast chodzi o osoby związane blisko z kościołem katolickim to temuż kościołowi, jeszcze w ramach zlikwidowanej już komisji majątkowej, zwrócono znakomitą część zabranego niegdyś kościołowi majątku, w pozostałym niewielkim już zakresie kościół ma otwartą drogę dochodzenia roszczeń – zatem Fundusz Kościelny powinien zostać zlikwidowany, należy też wypowiedzieć konkordat (sprawa na osobną opowieść) i zaprzestać finansowania kościelnych uczelni wyższych i kierunków teologicznych oraz nauki religii ze środków publicznych. Właściwym wydaje przecież by to wyłącznie wierni (każdego) kościoła, a nie wszyscy podatnicy utrzymywali swoich duchownych, wierni płacili za naukę religii (zasad wyznania jakiejkolwiek wiary). Osoby nie wierzące w Boga nie wymagają, by kościół w zakresie w jakim nie uzyskuje środków publicznych, a daną działalność prowadzi wyłącznie ze środków własnych dbał o nich lub zajmował się nimi albo też ich sprawami. Również sytuacja rolników co do możliwości uzyskiwania świadczeń zdrowotnych jest bardzo komfortowa. Ów komfort nie dotyczy oczywiście wyłącznie składek na ubezpieczenie zdrowotne, ale i emerytalne, rentowe, podatków, mają też przywileje wynikające z innych przepisów prawa. Taki stan rzeczy konserwuje niezdrowy układ społeczno-gospodarczy na polskiej wsi, która zmienia się nie tak jakby należało, gdzie ciągle jest zbyt wiele gospodarstw, które niegdyś zwano chwalebnie niskotowarowymi, a które tak naprawdę nie zarabiają nawet na własne utrzymanie pomimo unijnych dotacji.

środa, 17 września 2014

prokurator a wznowienie sprawy cywilnej

Zgodnie z utrwalony stanowiskiem doktryny prawa oraz judykatury (m.in. wyrok SN z dnia 20 marca 2009 r. sygn. II CSK 590/08, wyrok SN z dnia 06 grudnia 2013 r. sygn. I CSK 146/13 - w uzasadnieniu) prokurator zajmuje samodzielną pozycję w postępowaniu cywilnym, w tym wnosząc skargę o wznowienie postępowania na podstawie art. 401 pkt 2 k.p.c. w postępowaniu, w którym nie uczestniczył. Termin określony art. 407 § 1 k.p.c. biegnie dla prokuratora od dnia, w którym on sam dowiedział się o wyroku lub podstawie wznowienia. Generalizując, możliwym jest zatem wniesienie przez prokuratora skargi o wznowienie postępowania w sprawie cywilnej, szczególnie w sytuacji gdy termin do jej wniesienia dla strony już upłynął, a istnieją podstawy do wznowienia postępowania. Prokurator nie jest jednak związany żądaniem strony, ani przesłankami przez nią wskazanymi (tymi, które w ocenie strony dają podstawę do wznowienia postępowania), a nawet dostrzegając podstawy do wznowienia postępowania może odmówić wniesienia skargi uznając np., iż wyrok odpowiada prawu lub jest sprawiedliwy. Należy też pamiętać, że prokurator podejmujący czynności w sprawie cywilnej nie ma obowiązku wspierać którejkolwiek ze stron, w tym wnoszącej o podjęcie tych czynności, wtedy występuje jako stróż praworządności. Prokurator może natomiast podjąć czynności na niekorzyść osoby występującej z odpowiednim wnioskiem. W sprawie cywilnej prokurator nie występuje jako pełnomocnik, ani reprezentant strony i w każdej chwili może odstąpić od udziału w sprawie.

niedziela, 7 września 2014

angielski, a sprawa polska

Należę do pokolenia, które było uczone języka rosyjskiego, ale się go nie nauczyło, nie było natomiast uczone języka angielskiego i tę umiejętność kształtowało samodzielnie, jak kto chciał. Tak wyszło, że nigdy nie byłem poliglotą, nigdy też nie miałem łatwości nauki języków obcych, a moje opory w nauce języków wynikają również z tego, że ani w życiu codziennym, ani w pracy zawodowej żadnego języka obcego nie potrzebuję. Dostrzegam jednakże potrzebę poznania przynajmniej języka angielskiego, jako drugiego przynajmniej w stopniu komunikacyjnym przez młodsze pokolenia. Od wejścia Polski do Unii Europejskiej nasi rodacy emigrują, zwykle zresztą zarobkowo, na początku celem większości takich „pielgrzymek” była Wielka Brytania i Irlandia, z czasem obyły się inne, tradycyjne kraje emigracji zarobkowej, Niemcy, Francja, Włochy i przyszedł czas na Arabię Saudyjską, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie. O ile emigracja do krajów europejskich obejmuje co do zasady pracowników o miernych kwalifikacjach, pracowników wykwalifikowanych i menadżerów średniego szczebla, to kraje znad Zatoki Perskiej obejmuje emigracja specjalistów, osoby o wysokich kwalifikacjach. Znakomita część z nich pracuje zresztą w ponadnarodowych korporacjach lub w takim układzie personalno-lingwistycznym, że wspólnym językiem jest angielski. Emigracja europejska nie zawsze wiąże się z nauką języka kraju emigracji, jest całkiem spora grupa emigrantów ekonomicznych, która nie zna języka kraju emigracji obracając się ciągle w tym samym środowisku zawodowym, często pośród innych Polaków. Tym osobom wystarcza mierna znajomość angielskiego, niemieckiego, francuskiego, itd (Kali jeść, Kali pić). Emigracja pozaeuropejska jest już znacznie bardziej „globalna” i wymusza znajomość języka angielskiego, który jest powszechnie stosowanym językiem na świecie. Do tego dochodzi też często problem uzupełnienia wykształcenia lub kwalifikacji zawodowych, egzaminy zawodowe, itp., a często też wcześniejsze studia na różnych europejskich uczelniach z angielskim językiem wykładowym. Czy się nam zatem podoba, czy też nie znajomość języka angielskiego będzie coraz powszechniejsza, z czasem zapewne stanie się warunkiem uzyskania dobrej pracy … chyba, że zapewnimy ją sobie sami, ale czy tu obejdzie się bez angielskiego ??? Szczerze wątpię. Choć czasami nachodzi mnie pragnienie nauczenia się angielskiego, to przychodzi zaraz zwątpienie, bo … po co (patrz wyżej). Trudno mi więc powiedzieć, czy los oszczędzi mi konieczności nauki języka angielskiego, być może tak bo język ten nie jest mi potrzebny ani prywatnie, ani zawodowo. Nie wszyscy mogą sobie jednakże pozwolić na ten „luksus”, dla nich angielski powinien stać się drugim językiem w komunikacji społecznej. Na koniec motyw jaki przyświecał mi pisząc te słowa. Otóż od pewnego czasu w polskich szkołach uczniowie poza językiem polskim uczą się też angielskiego. Problem niestety polega na tym, że „kuleje” system szkolnej nauki obu języków, a szczególnie angielskiego. Jeszcze bardziej „kuleje” nauka matematyki, ale to już inny problem.

piątek, 5 września 2014

Azerbejdżan

Planowaliśmy z kolegą krótką turystyczną wizytę w Azerbejdżanie, dokładnie w Baku. Azerbejdżan to formalnie państwo islamskie, ale przynajmniej na razie podobno z tych "oświeconych" i liberalnych religijnie. Wizyta w Azerbejdżanie wymaga wizy i to zaakceptowaliśmy planując nasz indywidualny wyjazd. Przekopałem internet, w tym stroną Ambasady Azerbejdżanu i ... poczułem, że nikt tam indywidualnych turystów nie chce. Informacja wizowa jest nieprzekonująca, tak naprawdę nie wiadomo ile kosztuje wiza i do czego upoważnia. Podawana kwota 20 USD za wizę turystyczną (taka nas interesowała) dotyczy chyba wyjazdu zorganizowanego przez biuro podróży, a dostanie innej jest jeśli nie niemożliwe, to bardzo trudne. Ambasada Azerbejdżanu nie wydaje zresztą wiz turystycznych, trzeba się starać chyba przez biuro podróży, co skutkuje kosztami pośrednictwa, jeżeli w ogóle jest możliwe bez zakupu całej imprezy. Odniosłem wręcz wrażenie, że Azerowie, jak chyba większość znanych mi państw islamskich nie prowadzą przyjaznej indywidualnym turystom polityki wizowej, być może inaczej jest przy grupach zorganizowanych. Do tego dochodzą ceny w Baku, w necie doczytałem, że koszt utrzymania w Baku jest wyższy niż w Warszawie (na prowincji ma być sporo taniej), a azerski manat jest dość drogą walutą i trudno wymienialną walutą. Jeden manat to obecnie ponad 4 PLN, a podobną "politykę" monetarną prowadzi też Gruzja (jedno lari to ponad 1,80 PLN). Każdy musi samodzielnie ocenić, czy ta "skórka warta jest wyprawki".