mojacukrzyca.org

Moja Cukrzyca (mojacukrzyca.org)

środa, 24 czerwca 2009

Londyn cz. 2 czyli o wakacjach AD 2009

London part. 2, zatem o wakacjach AD 2009.
Do Londynu, jak zwykle przylecielim samolotem rejsowym Airbus A320 lotem Wizz Air z Pyrzowic ( Katowice Airport ). Nie obyło się jednakże bez zgrzytu :( . Nadając bagaż rejestrowany pracownik obsługi lotniska stwierdził, że mam tylko dwa bagaże. Ja sam bylem przekonany, ze trzy, ale ... ??? Najpierw chciałem się przepakowywać, ale po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, ze zapłaciłem za trzy sztuki. Po małych perypetiach miałem już nawet stosowny wydruk i co się okazało ... dramat nieporozumienia. Moja żona ( a leciałem z żoną i dwojgiem dzieci ) ma dwa nazwiska i jeden, ten trzeci bagaż był na nią. Chciałem obsłudze lotniska podać numer rezerwacji lotu, ale nie wykazano zainteresowania, cała afera to zatem jeden dramat nieporozumienia, moim zdaniem nieprofesjonalna jakość obsługi lotniska. Przyznam, że nie odpowiadał mi standard tej obsługi. Reszta odlotu, lotu i przylotu nie odbiegała już od standardu. Może tylko przez ten kryzys samolot był prawie pełen pasażerów.

Nie od rzeczy, dla dalszej części opisu będzie zapamiętanie kursu funta, w trakcie naszego pobytu 1 GBP można było w kraju kupić za ok. 5,25 - 5,30 PLN. W Wielkiej Brytanii możemy spotkać się jeszcze ze szkockimi funtami, to normalny, obiegowy środek płatniczy. Co do obiegowych monet to tylko przypomnieć warto, że angielskie coinsy nie odzwierciedlają polskiego porządku, są nie tylko okrągłe, ale też siedmioboczne, ich wielkość ma się nijak do nominału ( najmniejsza jest moneta 5-cio pensowa, a największa ... z okrągłych to chyba 2 GBP, a z siedmiobocznych 50-pensowa ). Do najcięższych monet należy natomiast jednofuntówka ( kilka takich i portfelik należycie reaguje na prawo grawitacji ). Również na awersie ( a może rewersie ) jest co prawda królowa Elżbieta II, ale na tej drugiej stronie już różne "obrazki". Warto też pamiętać, że minimalne wynagrodzenie w Wielkiej Brytanii nie jest niższe niż 5,45 GBP/h ale nie przekracza 6 GBP/h, a płaci się je z zasady tygodniowo ( wynagrodzenie miesięczne otrzymuje chyba dopiero średnia kadra menadżerska i im pochodne stanowiska ).

...

Londyn AD 2009


...

Londyn zaczelim powtórkowo autobusem linii Greenline nr 757 z lotniska Luton wysiadając na Marble Arch w drodze do Tower Hamlets ( ichniejsza dzielnica ). Autobus z lotniska to koszt 53 GBP ( dwie osoby dorosłe + dziecko ), ale wiedzieć należy, iż zniżek udziela kierowca. W porównaniu z rokiem 2008 zaszły jednak pewne korzystne zmiany, pre-paidową oysterkę można "doładować" w automacie obsługującym język polski. Po Londynie najlepiej poruszać się środkami komunikacji publicznej z których polecam metro ( tube ) i DLR, wszelkie ważne informacje można znaleźć w języku polskim na stronie http://www.tfl.gov.uk/tfl/languages/polski/ . W londyńskim metrze są zresztą dostępne schematyczne plany metra, linii autobusowych oraz całkiem sporo ulotek informujących o planach remontowych i sposobach płatności. Po przyjeździe na miejsce udalim się na zakupy, dla bezpieczeństwa do sklepu samoobsługowego - do koszyka wkładamy sami, a na wyświetlaczu kasy widnieje kwota rachunku, gadać nie trzeba :). Zakupy w sklepie sieci Iceland ( taki mały market ) okazały się natomiast ... nie w pełni satysfakcjonujące, bo terminal płatniczy nie przyjął mojej polskiej chipowej karty kredytowej, trza było zapłacić gotówką.
Potem już relaksujący popołudniowo-wieczorny spacer nadbrzeżami Tamizy w kierunku Docklands.

Jako, że to nasz drugi pobyt w stolicy Brytyjskiego Imperium, spojrzeć wypada na inne mniej lub bardziej ciekawe i znane miejsca tego wielkiego miasta. Londyn jest miastem wielokulturowym i "kolorowym". Choć pewnie ma to jakieś odzwierciedlenie w dzielnicach, to udając się na jakąkolwiek wycieczkę na pewno spotkamy ludzi chyba wszystkich ras zamieszkujących ziemię - białych, murzynów - poprawnie politycznie zwanych afroanglikami :), hindusów i pozostałych mieszkańców subkontynentu indyjskiego, skośnookich mieszkańców dalekiej Azji.

Poznając londyńskie atrakcje udaliśmy się do ZOO, położonego za Regent's Parkiem. Ta wycieczka niestety nie była darmowa, za dorosłego - bilet normalny ( adult ) skromne 18,50 GBP, za 11-letnie dziecko 15,00 GBP. Moim zdaniem trochę przereklamowany przybytek, ale czego anglikom nie można ująć, to wartość edukacyjna placówki. Mamy zatem nie tylko zwierzaczki ale też budyneczek z bliskimi nam wszystkim domowymi gryzoniami ( np. szczur w mikrokomórce ), robaczkami ( np. karaluchy pałętające się po brudnej mikrokuchni ) czy choćby mrówkami. Gdyby chorzowskie ZOO miało takie środki, a może lepszego managera, to byłoby znacznie lepsze. Jest po prostu bardziej przestronne, no i w londyńskim ZOO jest trochę jak w angielskim parku - trawka służy nie do palenia ( ups ), ani też nie rośnie sobie jako element krajobrazu, lecz jest przeznaczona dla ludzi - można po niej chodzić, na niej siedzieć lub leżeć i nikomu nie przychodzi do głowy upominać bywalców o niedopuszczalności takiego zachowania.
Na Regent Canale, zaraz za ZOO można natomiast zobaczyć barki mieszkalne i ... kajakarzy :).

London Eye - również nie free, choć podobno nie tak drogo jak przed kryzysem ( dorosły - 17,00 GBP a dziecko 8,50 GBP ). Londyn prawie z lotu ptaka wygląda bardzo metropolitarnie.

Hamleys to ... taki wielki sklep z zabawkami i ... niczym więcej. Wpuść tam dzieciaka, a parę godzin z głowy :).

Greenwich dzielnica Londynu znana głównie z południka O stopni przebiegającego przez Royal Obserwatory Greenwich ( Królewskie Obserwatorium Astronomiczne ) i znacznie mniej z Old Royal Naval College ( obecnie University of Greenwich ), Queen's House, National Maritime Museum ( Narodowe Muzeum Morskie ) oraz Cutty Sarka. Nie wszyscy wiedzą, że południk w Greenwich ( zero stopni długości geograficznej ) wyznaczono umownie dopiero w 1884 r. Nie zachwyca natomiast muzeum morskie, choć jest free. Trochę eksponatów z bogatej historii brytyjskiego podboju świata dokonywanego wszak przez morza i oceany i historii z tym związanej ( m.in. rozwój portów, eksploracja biegunów, handel niewolnikami i walka z nim, znaczenie i rozwój floty handlowej ). W muzeum można się też "popływać" trenażerem statku w różnych portach i ich okolicach. W niegdysiejszej Królewskiej Szkole Morskiej mieści się obecnie uniwersytet i zwiedzającym udostępniono właściwie tylko Painted Hall i Chapel ( kaplicę ). Na terenie szkoły istniał szpital dla weteranów i Painted Hall miał być pierwotnie jadalnią jednak dla pensjonariuszy, jednakże praktycznie nie był jako taki wykorzystywany. W Domu Królowej nie byliśmy, natomiast Cutty Sark spłonął w 2007 r.

Z "ważnych" muzeów zwiedziliśmy jeszcze Natural History Museum ( Muzeum Historii Naturalnej ) które mnie osobiście też trochę rozczarowało, choć jestem pod wrażeniem walorów edukacyjnych i popularyzatorskich. Muzeum mieści się w wielkim budynku i pozwala zapoznać się z rozwojem życia na ziemi i samą ziemią oraz człowiekiem ( włącznie z "making human" ). Muzeum jest free

W Londynie polecam spróbować traditional breakfast ( śniadanie ) i tradycyjnego fish and chips na obiad, do którego można się napić ( choćby polskiego ) piwa w którymś z barów sieci ALL BAR ONE lub pubów sieci JD WETHERSPOON.

Mówią, że wyjeżdżając trzeba zostawić coś, by do tego miejsca wrócić. Nam zostało Tower of London i Science Museum :).

Wszystkie zamieszczone informacje mają prywatny, niewiążący charakter.

piątek, 12 czerwca 2009

Eurowybory 2009

Dlaczego nie głosowałem w Eurowyborach AD 2009 ? Kilkukrotnie przemyślałem i przegadałem temat. Wszak prawo wyborcze to prawo do głosowania ( czynne ) i bycia wybieranym ( bierne ), a oba bywają nazywane obywatelskim obowiązkiem, ale w kontekście wolności jest też prawem do niewybierania i nie stawania w wyborach jako kandydat "do fotela". Ja skorzystałem właśnie z tej możliwości. Takie podejście do wyborów narastało we mnie od dłuższego czasu, co najmniej od kilku ostatnich wyborów.
Dlaczego tak się stało ... ?
Pamiętajmy, że zarówno parlamentarzyści w Strasburgu jak i krajowi ( posłowie i senatorowie ) nie są w żaden sposób związani dyrektywami swoich wyborców, nie można ich odwołać. To źle, bo populistami nie przestają być, a mogą zasłaniać się pojęciem dobra publicznego, którego zmierzyć nie sposób.
Ordynacja wyborcza przyznaje też prawo wyborcze wszystkim Polakom, to dobrze, ale tworzy obwody wyborcze poza terytorium RP i to źle. Nie widzę żadnego powodu, by o przyszłości Polski mieli decydować ludzie, którzy w kraju nie zamieszkują. Wszak wystarczałoby, by głosowanie odbywało się tylko na macierzystym terytorium RP, bez terytoriów placówek dyplomatycznych, a już tym bardziej miejsc położonych poza terytorium RP. Wybory to prawo, a nie obowiązek, a ich data ogłaszana jest ze znacznym wyprzedzeniem, każdy zatem ma szanse uczestniczenia w nich w Polsce, a ci, którzy z jakichkolwiek przyczyn są poza granicami kraju, jak żołnierze na misjach, dyplomaci - mieli wolną wolę wybierając taki zawód, a podejmując taką, a nie inną decyzję określili swoje preferencje.

O Parlamencie Europejskim można poczytać tu:
http://www.europarl.europa.eu/news/public/default_pl.htm?language=PL

czwartek, 11 czerwca 2009

koniec szkoły już bliski ? nie, to tylko wakacje :)

Kończy się kolejny rok szkolny, mija prawie 10 miesięcy pracy uczniów polskich szkół. Jak pewnie wielu innych mam znajomych z "dziećmi" w różnym wieku - ten cudzysłów wynika z owego wieku dzieci. Zdecydowana większość chodzi jednak do szkół podstawowych i gimnazjum. Maj i czerwiec każdego roku szkolnego to czas egzaminów, testów, podsumowań, konferencji w szkołach i generalnie nerwowego końca roku szkolnego. Z tego co słyszę i co też popieram wynika, iż błędem była reforma systemu edukacji likwidująca niegdysiejsze ośmioklasowe szkoły podstawowe i zmieniająca system nauczania po szkole podstawowej. Teraz chyba za dużo wymaga się od dzieci w szkole podstawowej, tym bardziej, że chyba traumatyczne jest przejście z nijakiego nauczania zintegrowanego do lekcji przedmiotowych. Ilość wiedzy "wkładanej" dzieciom do głowy od początku czwartej klasy jest ogromna, a zakres pojęć z różnych przedmiotów znaczny. Choć tak naprawdę to szkoła powinna uczyć ( i wychowywać ) to jeśli dziecko ma pojąć cokolwiek - duży nakład pracy opiekunów dziecka jest konieczny, zatem ciężar edukacji przerzucany na nich. Jeśli jeszcze rodzice dziecka pracują, a dziecko w miarę normalne ( tzn. niezbyt chętne do nauki ) rok szkolny staje się edukacyjnym koszmarem. Podobnie, choć może z mniejszym nakładem pracy rodziców dziecka jest w gimnazjum. Tam już młodzież bywa bardziej świadoma konieczności uczenia się i wpływu posiadanej wiedzy oraz wyników "naukowych" na swoje życie.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jeden wniosek. Kiedyś, w "złych" komunistycznych czasach każdy Polak mógł w dowolnej chwili uzupełnić posiadane wykształcenie w systemie dziennym, wieczorowym lub zaocznym. Obecnie - niby też może- ale nie jest to już takie proste, nie wspominając o kosztach "takiej zabawy".

środa, 10 czerwca 2009

Warszawa cz.3 Muzeum Kolejnictwa i pociąg pancerny

5 czerwca 2009 r. po raz wtóry zwiedziłem warszawskie Muzeum Kolejnictwa, pierwszy raz byłem tam około stycznia 2008 r. Rodzi się pytanie, po co w tak krótkim czasie byłem w tym samym, niewiele zmieniającym się muzeum.
Tytułem wstępu kilka słów o samym muzeum. Muzeum Kolejnictwa mieści się z starym ( byłym ) dworcu PKP Warszawa Główna, przy ul.Towarowej 1 niedaleko Placu Zawiszy. Ekspozycja plenerowa "w trawie" położona jest przy zachowanych peronach dworcowych.
Wyjaśnienie ponownej obecności w muzeum jest wszak dość banalne, bo całkiem niedawno, wiosną po dłuższej kilkunastomiesięcznej nieobecności do muzeum wrócił pociąg pancerny. To prawdziwa europejska, może nawet światowa perełka, opancerzona lokomotywa spalinowa serii WR550 zbudowana w zakładach Schwarzkopf w 1942 r. wyposażona w silnik wysokoprężny MAN. Lokomotywa ta miała masę całkowitą 200 ton i praktycznie funkcjonowała jako jednostka bojowa Panzertriebwagen 16 na terenie okupowanej Polski. Z lokomotywą stoi artyleryjski wagon opancerzony pochodzenia poradzieckiego, wyposażony w niemieckie wieże obrotowe. Pociąg jest prawie oryginalny, prawie, ... bo nie zachowały się oryginalne armaty. Po zakończeniu działań wojennych całość brała udział w walkach z UPA, a od 1974 r. stanowi eksponat muzealny, to bezspornie najcenniejszy obiekt tego muzeum. Nieco dalej, "w trawce" przy zachowanych peronach jest całkiem spora ekspozycja parowozów, stoi poczciwy "Gagarin", kilka elektrowozów, naprawdę stare wagony i "spalinówki". Do niektórych parowozów można nawet wejść i zobaczyć jak kiedyś pracowali maszyniści. Dla młodzieży parowóz to pojazd w stylu retro, ja jednak pamiętam jak takie buchające parą i syczące "monstra" jeździły i ciężko pracowały.
Wejście do muzeum kosztuje 6 PLN, a bilet foto 7 PLN :), chyba małe organizacyjne nieporozumienie, bo najpierw trzeba mieć zwiedzającego, potem dopiero fotoamatora ( by już o zawodowcach nie wspominać ).

Informacje to taborze zaczerpnąłem m.in. z publikacji pt. "Tabor kolejowy normalnotorowy", "Wybrane eksponaty ze zbiorów Muzeum Kolejnictwa w Warszawie", wyd. ZET, Wrocław 2005 oraz internetu ( m.in. http://www.muzeumkolejnictwa.waw.pl/ ).

Muzealne foto znajdziecie tu:
Muzeum Kolejnictwa i pociąg pancerny